Znicz Pruszków vs. WKS Śląsk Wrocław

Elektrobud-Investment ZB Pruszków 81 - 82 WKS Śląsk Wrocław
02 Gru 2017 - 18:00Hala Znicz, Pruszków, ul. Bohaterów Warszawy 4

 

„Mamy to”! – nareszcie mogli krzyknąć po meczu Trójkolorowi! W ostatnich spotkaniach dobrej gry nie udawało się przełożyć na solę sportu czyli zwycięstwa. Tym razem – po raz czwarty na wyjeździe – górą okazali się zawodnicy Radosława Hyżego, którzy ograli Znicz Pruszków 82:81.

Wojskowi spotkanie z wielkim rywalem z dawnych lat rozpoczęli w składzie Grzeliński, Musiał, Mroczek-Truskowski, Krakowczyk, Michałek. Pierwszy raz w tym sezonie w wyjściowej piątce zabrakło Marcina Blumy, to nie przeszkodziło mu jednak w rozegraniu znakomitego meczu. Śląsk od pierwszych minut sprawiał wrażenie drużyny prezentującej wyższą kulturę gry, zbyt dużo akcji kończonych było jednak w pierwsze tempo, co przełożyło się na wiele niecelnych rzutów, zwłaszcza zza łuku. Niemoc w tej kwestii przełamał Jakub Musiał. Gospodarze z kolei starali się grać cierpliwiej, ale momentami brakowało im pomysłu na przebicie się pod kosz wrocławian, którzy pierwszą kwartę zakończyli na prowadzeniu 19:17.

Drugą część gry znakomicie, bo dwiema celnymi trójkami zainugorował „Blumik”. W strefie podkoszowej (wówczas 5/5 z gry) dominował Aleksander Dziewa i Śląsk odskoczył nawet na 13 punktów. Po przerwach na żądanie dla Marka Zapałowskiego pruszkowanie nieco się ocknęli  i po 15 minutach gry zaczęli po raz pierwszy trafiać zza łuku. To pozwoliło im przed przerwą zbliżyć się do Wojskowych na dystans 7 oczek (38:45).

Trzecia kwarta miała dwa zupełnie różne oblicza. Gracze Znicza wrócili z szatni mocno zmotywowani i od razu zmniejszyli różnicę dzielącą obie drużyny do 4 punktów, ale od tego momentu zaczęła się istna kanonada po stronie Śląska. Wojskowi często i celnie bombardowali rywali rzutami za trzy –punkty zdobywali Adrian Mroczek-Truskowski, Jakub Musiał, Marcin Pławucki czy Marcin Bluma, który na tamtą chwilę trafił wszystkie 4 próby zza łuku. Niestety, goście z nieba trafili do piekła. Po okresie znakomitej skuteczności nastąpił drastyczny regres i w ciągu drugiej połowy trzeciej części gry do kosza Trójkolorowi trafili tylko raz. Po stronie Znicza w tym czasie niesamowicie rozkręcił się Damian Cechniak. Środkowy był nie do zatrzymania i poprowadził swoją drużynę do pierwszego od dawna prowadzenia – 62:60 przed czwartą kwartą.

Decydująca część meczu okazała się prawdziwym thrillerem. Podbudowani gospodarze, niesieni w dodatku dopingiem publiczności cały czas byli krok przed Śląskiem. Wojskowych w grze utrzymywał przede wszystkim Aleksander Dziewa, trafiając m.in. kluczową trójkę przy stanie 77:80 na półtora minuty przed końcową syreną (3/4 za 3 w całym spotkaniu). W kolejnym posiadaniu drugą w meczu akcję 2+1 zaliczył Karol Michałek, a na tablicy widniał wynik 81:82. Zawodnicy Hyżego mogli jeszcze powiększyć swoją przewagę, ale wówczas rozpoczął się kuriozalny festiwal strat, który zapewnił wszystkim zgromadzonym w hali Znicz nieprawdopodobną karuzelę emocji. Wrocławianie stracili piłkę i ostatnia akcja należała do koszykarzy Znicza. Ci również podali jednak niedokładnie, w ferworze walki Wojskowi ponownie utracili posiadanie w trakcie wyprowadzania kontry. Czas uciekał, gospodarze przechwycili pomarańczową na 5 sekund przed końcową syreną, błyskawicznie dostarczyli ją w opustoszałą strefę podkoszową Śląska, a piłką do obręczy trafił rewelacyjny tego dnia Damian Cechniak. Uczynił to jednak minimalnie za późno, dzięki czemu dwa punkty jadą do Wrocławia!

– Bardzo się cieszymy, gdyby nie udało się wygrać to byłby nasz trzeci kolejny mecz przegrany w końcówce, a czuliśmy, że jesteśmy lepszą drużyną. Szukaliśmy rozwiązania na centra Pruszkowa, który wziął grę na siebie i ciągnął ją w trzeciej kwarcie, wyprowadzając gospodarzy na prowadzenie, przez co musieliśmy do końca walczyć o zwycięstwo. Najważniejsze, że udało się – komentował na gorąco wygraną Marcin  Bluma.

Skrzydłowy trafił 4 z 6 prób zza łuku i skończył mecz z 14 punktami i 7 zbiórkami. Tytuł MVP spotkania bezsprzecznie należy jednak do Aleksandra Dziewy, który zdobył aż 25 punktów i 5 zbiórek (8/10 z gry, 6/6 z linii). 11 oczek, 2 zbiórki, 2 asysty i 3 przechwyty miał Jakub Musiał, warto podkreślić też występy Adriana Mroczek-Truskowskiego (8 punktów, 6 zbiórek, 4 asysty) i Jana Grzelińskiego (4 punkty, 3 zbiórki, 7 asyst). W druynie gospodarzy double-double skompletował Damian Cechniak (25 punktów, 10 zbiórek), 13 punktów i 7 zbiórek miał Tomasz Madziar. Trójkolorowi popełnili aż 29 przewinień. Za przekroczenie limitu fauli w czwartej kwarcie parkiet opuścili Jakub Musiał, Maciej Krakowczyk i Aleksander Dziewa. Zawodnicy Znicza aż 43 razy stawali na linii rzutów osobistych, do kosza trafili jednak tylko 24 razy. Mizernie też prezentuje się ich dorobek rzutów za trzy (5/14) przy tym jak zza łuku spisywali się zawodnicy Hyżego (15/38).

„Nareszcie!” chciałoby się rzec. Wysoką formę trzeba teraz utrzymać, bo najbliższe spotkanie będzie bez wątpienia jednym z najtrudniejszych w sezonie. Wojskowych czeka wyjazd do Łańcuta, gdzie zmierzą się z liderem ligowej tabeli czyli tamtejszym Sokołem. Choć zadanie wydaje się piekielnie trudne, mamy nadzieję na sprawienie niespodzianki. Starcie już w sobotę. Hej Śląsk!