Spójnia Stargard – WKS Śląsk Wrocław

Spójnia Stargard 77 - 69 WKS Śląsk Wrocław
27 Sty 2018 - 18:00OSiR, Stargard, ul. Pierwszej Brygady 1

Do Stargardu, gdzie swoje mecze rozgrywa liderująca w tabeli Spójnia, Trójkolorowi jechali bardzo zmotywowani, by sprawić niespodziankę. Sukces był naprawdę blisko, niestety nie pierwszy raz w tym sezonie to ekipa rywala zachowała więcej zimnej krwi w końcówce spotkania. Po niezwykle zaciętym starciu Śląsk musiał uznać wyższość rywala, przegrywając 69:77.

W porównaniu do meczu z KK Warszawa, w wyjściowej piątce Aleksandra Dziewę zastąpił Marcin Bluma. Miejsce w niej zatrzymał za to Mikołaj Ratajczak, który zaliczył kolejny dobry występ. Wojskowi zaczęli spotkanie od prowadzenia 5:0. Spójnia potrzebowała chwili, by się przebudzić, a stało się to za sprawą punktów Alana Czujkowskiego. W pierwszej kwarcie wspomniany Ratajczak dwukrotnie trafił zza łuku, raz za 3 trafił też Adrian Mroczek-Truskowski, ale gospodarze tego starcia nieprzypadkowo znajdują się na szczycie tabeli. Wyrównana pierwsza kwarta zakończyła się wynikiem 20:17 dla Spójni.

Drużyna Krzysztofa Koziorowicza odskoczyła w drugiej części gry maksymalnie na 8 oczek. Kilka lekko odpuszczonych sytuacji w obronie skutkowało natychmiastowym wykorzystaniem ich przez koszykarzy ze Stargardu. Wojskowym trzeba jednak oddać, że świetnie i błyskawicznie reagowali na to, co dzieje się na parkiecie i nie pozwalali gospodarzom się rozkręcić. Ważne punkty zdobywali Aleksander Dziewa, Marcin Bluma i Jakub Musiał. W przerwie Spójnia prowadziła 42:36, ale dobra gra Trójkolorowych napawała optymizmem.

Przez cały mecz podopieczni Radosława Hyżego zostawiali na boisku wszystko, co mogli. Na trzecią kwartę wyszli bardzo zmotywowani i dzięki konsekwentnej, twardej grze w obronie udało im się wygrać ją 15:12. Dobrą zmianę dał wówczas Tomasz Żeleźniak, a swoją wartość ponownie potwierdził Mikołaj Ratajczak. Wynik 54:51 po trzech bardzo wyrównanych ćwiartkach zwiastował wyśmienite widowisko w czwartej części gry.

Ostatnia kwarta pod tym względem nie zawiodła. Wojskowi goniąc rywali od początku meczu nareszcie dopięli swego i doprowadzili do remisu. Obie ekipy grały bardzo ofiarnie, a wynik cały czas był na styku i jeszcze na półtora minuty przed końcową syreną Śląsk i Spójnię dzieliło jedno posiadanie. Niestety w kluczowej akcji Wojskowi nie zdołali trafić do kosza, a później swoistym daggerem popisał się Dawid Bręk. Była to jego trzecia trójka w tym meczu, która zapewniła gospodarzom 6-punktowe prowadzenie. Doświadczona drużyna lidera grając do końca spotkania długie akcje nie pozwoliła już wrocławianom się zbliżyć i po świetnym widowisku wygrała 77:69.

– Zagraliśmy dobry mecz, choć trzeba też docenić klasę rywala, który nadaje ton I lidze. Spójnia to drużyna, która gra ofensywną koszykówkę, którą bardzo lubię. Widowisko stało na takim poziomie, że uczestniczenie w nim było z mojej strony przyjemnością – mówił na pomeczowej konferencji Radosław Hyży.

– Mamy za sobą bardzo trudne zawody, naprzeciwko nas stanął bardzo skoncentrowany i zdeterminowany zespół, przede wszystkim skuteczny w ataku. Przez większość spotkania nie mogliśmy znaleźć antidotum na grę Śląska – oceniał starcie trener gospodarzy.

O tym jak wyrównane było to spotkanie dobitnie mówią statystyki. Gospodarze mieli nieco lepszą skuteczność z gry i zebrali 39 piłek przy 38 zbiórkach Śląska. Obie ekipy rozdały 13 asyst przy 9 stratach Spójni i 10 w przypadku Trójkolorowych, którzy popełnili 24 faule (20 po stronie Spójni). Zarówno stargardzianie jak i przyjezdni nie popisywali się w sobotę na linii (odpowiednio 64% i 55% z rzutów osobistych). W drużynie trenera Koziorowicza dwucyfrową zdobycz punktową zanotowało 5 graczy (Dawid Bręk, Alan Czujkowski, Wojciech Fraś, Marcin Dymała i Hubert Pabian), jeśli chodzi o Wojskowych było to 4 zawodników: Aleksander Dziewa (14 punktów, 8 zbiórek), Mikołaj Ratajczak (11 punktów, 6 zbiórek, 1 blok), Marcin Bluma (10 punktów, 8 zbiórek) oraz Karol Michałek (10 punktów, 9 zbiórek). Jan Grzeliński skończył spotkanie z 4 oczkami, ale zaliczył w nim 7 asyst.

Choć wrocławianie nie zdołali sprawić niespodzianki, są pewne powody do zadowolenia. Obaj trenerzy po meczu nie szczędzili sobie słów szacunku za sposób, w jaki ich drużyny podeszły do meczu. Po bardzo niemrawym początku roku wydaje się, że Wojskowi łapią odpowiedni rytm. Potwierdzić to trzeba będzie już w środę. Do stolicy Dolnego Śląska zawita wówczas Noteć Inowrocław, a wygranie z przedostatnią drużyną w tabeli jest obowiązkiem, biorąc pod uwagę, że celem Śląska na ten sezon jest występ w play-offach. Tylko zwycięstwo! Hej Śląsk!