Podsumowanie sezonu

WKS Śląsk Wrocław - Podsumowanie sezonu 2017/2018

Sezon 2017/18 był dla Śląska Wrocław swego rodzaju okresem przejściowym. W drużynie zaszło sporo zmian, ale – co najważniejsze – klub wykonał krok w stronę powrotu na swoje miejsce, czyli na koszykarskie salony. Ostatecznie Trójkolorowi zakończyli rozgrywki 1. Ligi na 9. pozycji. Gdy reszta ligi walczy o awans lub utrzymanie, dla WKS-u przyszedł czas podsumowań.

Przed sezonem do młodej drużyny, która wywalczyła awans na zaplecze PLK, dołączyło kilku doświadczonych zawodników. Marcin Bluma, Karol Michałek, stary-nowy kapitan Adrian Mroczek-Truskowski oraz Marcin Pławucki mieli podnieść nie tylko średnią wieku, ale przede wszystkim poziom gry zespołu. Skład uzupełnili młodzi, ale ograni na pierwszoligowym poziomie rozgrywający Jan Grzeliński i Karol Kutta. Zmieniła się także hala, na której swoje mecze rozgrywali Wojskowi – trenowali oni oczywiście w Kosynierce, lecz w weekendy ich tymczasowym „domem” stawała się hala wrocławskiego AWF-u. Celem postawionym przed drużyną był awans do fazy play-off i zakończenie sezonu w pierwszej ósemce.

Początek sezonu okazał się jednak sporym rozczarowaniem. W pierwszych sześciu kolejkach Śląsk wygrał tylko dwukrotnie – u siebie z prowadzoną przez Radosława Hyżego Zetkama Doral Nysą Kłodzko i na wyjeździe z KK Warszawa. Najbardziej dotkliwe były przegrane w Inowrocławiu z Notecią, która zakończyła sezon na ostatnim miejscu w tabeli, oraz u siebie z Siarką Tarnobrzeg aż 73:100. Po tych dwóch, przegranych w bardzo słabym stylu spotkaniach Dominik Tomczyk i Jacek Krzykała przestali być trenerami pierwszej drużyny.

Nowym szkoleniowcem WKS-u został… Radosław Hyży, który niedługo wcześniej zrezygnował z pracy w Kłodzku. Ta zmiana odbiła się przede wszystkim w mentalnym nastawieniu zespołu. 41-letni trener, a w przeszłości także zawodnik Śląska, zaraził drużynę swoim optymistycznym nastawieniem i wiarą we własne umiejętności. Zawodnicy z tygodnia na tydzień czerpali z gry więcej radości, co zaowocowało świetną atmosferą w drużynie. Filozofia Hyżego znajdowała swoje odzwierciedlenie także na parkiecie, gdzie dawał on swoim koszykarzom więcej swobody niż poprzednicy. Debiut nowego szkoleniowca wypadł bardzo dobrze – Śląsk pokonał na wyjeździe Pogoń Prudnik 74:69 wyszarpując gospodarzom zwycięstwo także wolą walki i bojowym nastawieniem.

– Trener Hyży zmienił nasze myślenie i sposób podejścia do meczów oraz treningów. Uczy nas, jak odpowiednio przygotować się do spotkania merytorycznie, a nawet duchowo. Ma także bardzo fajne podejście do swojej pracy, widać to chociażby, gdy bierze czynny udział w rozgrzewkach. Podoba mi się także, że trener często rozmawia z nami indywidualnie i zwraca uwagę, by każdy dobrze wykonywał swoja pracę – mówi Aleksander Dziewa, środkowy Śląska.

Kolejne tygodnie nie przyniosły jednak znacznej poprawy wyników – Wojskowi znów wygrali tylko dwa z kolejnych sześciu meczów. Gołym okiem było widać jednak zmianę jakości gry Śląska; w szczególności przed własną publicznością Trójkolorowi pokazywali się z naprawdę dobrej strony. Brakowało tylko zwycięstw. Z Energą Kotwicą Kołobrzeg Śląsk przegrał jednym punktem w samej końcówce, z czołowymi drużynami ligi walczył jak równy z równym. Jamalex Polonia Leszno wygrała w stolicy Dolnego Śląska dopiero po dogrywce, a R8 Basket Kraków dzięki kapitalnej postawie Michaela Hicksa w czwartej kwarcie.

Na początku grudnia Trójkolorowi odnieśli cenne zwycięstwo po najbardziej dramatycznym spotkaniu w całym sezonie. W pruszkowskiej hali Śląsk pokonał Znicz Basket 82:81 po bardzo zaciętym meczu i emocjonującej końcówce. Na koniec pierwszej rundy spotkań Wojskowi przegrali z Sokołem Łańcut i wygrali z Eneą Astorią Bydgoszcz. Z bilansem 7-9 Śląsk spędził święta na 7. miejscu w tabeli.

Rundę rewanżową Wojskowi zaczęli mocno osłabieni. Z powodu kontuzji barku pozostałą część sezonu opuścić musiał Maciej Krakowczyk – jeden z kluczowych zawodników Śląska. Wcześniej drużynę opuścił także Wojciech Jakubiak, który odszedł do Czarnych Słupsk. Nowy rok Wojskowi zaczęli od… dwóch zwycięstw i czterech porażek. Tym razem udało się pokonać Noteć, niespodziewanie jednak Śląsk dał się ograć Nysie Kłodzko. Po kolejnej minimalnej porażce – 98:100 z Pogonią Prudnik – wizja play-offów znacznie oddaliła się od drużyny Hyżego, a kibice nie mogli być zadowoleni z postawy Trójkolorowych. Na domiar złego kontuzji doznał Marcin Bluma i z talii trenera wytrącona została kolejna bardzo ważna karta.

Te porażki podziałały na zespół WKS-u jak płachta na byka. Wojskowi mieli prosty plan: 3 zwycięstwa w 3 kolejnych spotkaniach. Jak powiedzieli, tak też zrobili – pokonali rywali z Kołobrzegu, Poznania i Siedlec wygrywając we wszystkich trzech meczach różnicą pięciu punktów. Rozpędzeni Trójkolorowi nie zamierzali się jednak zatrzymywać i przedłużyli serię zwycięstw do sześciu. W Lesznie Śląsk zagrał najlepszy mecz w sezonie i po koncertowej grze pokonał drugą drużynę ligi – Jamalex Polonię – aż 79:61. Była to jedyna porażka Polonii na własnym parkiecie w całym sezonie zasadniczym! Wojskowi pokonali także GKS Tychy i Znicz Basket Pruszków – tych ostatnich ponownie 82:81.

Tak dobra passa przywróciła nadzieję na czołową ósemkę, lecz w dwóch kolejnych kolejkach podopieczni Hyżego nie dali rady pokonać silnych rywali. W meczu z R8 Basket nie znaleźli sposobu na powstrzymanie Michaela Hicksa, a z Sokołem Łańcut zagrali zadziwiająco słabą drugą połowę. Minimalna porażka na koniec sezonu w Bydgoszczy przekreśliła szanse na awans do fazy play-off. Ostatecznie z bilansem 15 zwycięstw i 17 porażek Śląsk zakończył sezon na 9. miejscu w pierwszoligowej tabeli.

Ten wynik bez wątpienia trzeba uznać za sportową porażkę WKS-u – cel minimum nie został osiągnięty. Niewątpliwie jednak zespół Śląska miał potencjał co najmniej na czołową ósemkę. Świadczy o tym chociażby to, że Wojskowi za każdym razem pokonywali zespoły, które ostatecznie zakończyły sezon na 7. i 8. miejscu. Dlaczego więc nie udało się awansować do play-offów? Po pierwsze, Śląsk za często przegrywał z teoretycznie słabszymi drużynami. Aż 6 z 8 ekip, które zakończyły sezon niżej od Wojskowych, co najmniej raz wygrywały z WKS-em. W meczach z wyżej notowanymi rywalami Trójkolorowi wspinali się na wyższy poziom, lecz nie zawsze wystarczało to do zwycięstwa. Po drugie, Śląsk nie potrafił przechylać szali zwycięstwa na swoją stronę w wyrównanych spotkaniach. Po dobrym początku Wojskowi często pozwalali rywalom „odjechać” w trzeciej lub czwartej kwarcie. Poza dwoma meczami ze Zniczem przegrali wszystkie spotkania rozstrzygające się w ostatnich sekundach (73:74 z Kotwicą, 71:73 z Siarką, 98:100 z Pogonią, 71:73 z Astorią). Częściowo można zrzucić to na karb małego doświadczenia – zarówno młodej drużyny, jak i dopiero zaczynającego trenerską karierę Hyżego. Po trzecie w końcu, dużo zawirowań personalnych wokół zespołu. Zmiana szkoleniowca w trakcie sezonu nigdy nie sprzyja ustabilizowaniu formy – a tego zdecydowanie w minionych rozgrywkach brakowało. Drużyna potrzebowała czasu, by zrozumieć filozofię Hyżego i wprowadzić w życie jego plan na grę. Ten sezon mógłby też skończyć się inaczej, gdyby kontuzje ominęły Macieja Krakowczyka i Marcina Blumę. Obaj zawodnicy przed urazami spisywali się bardzo dobrze, a ich brak był odczuwalny w pozostałej części rozgrywek; tym bardziej, że są to koszykarze niezwykle wszechstronni i trudni do zastąpienia.

– Jestem bardzo wdzięczny za to, że miałem możliwość prowadzić tę drużynę w minionych rozgrywkach. Wiem, że sezon jest przegrany i ubolewam nad tym, bo uważam, że zespół miał potencjał na wyższą lokatę. Moim zdaniem drużyny, które skończyły przed nami w tabeli są od nas słabsze i nie uchylam się od odpowiedzialności za wynik sportowy. Mogłem zrobić więcej i dlatego z przyjemnością wrócę do pracy choćby jutro. Po sześciu miesiącach w Śląsku wydaje mi się, że wiem na czym polegają moje błędy. Chcę dalej pracować nad sobą i być lepszym trenerem, dlatego z jeszcze większą intensywnością wrócimy do treningów. Podkreślam, że zawodnikiem i trenerem jest się przez 12 miesięcy, a nie tylko podczas rozgrywek – mówi po sezonie Radosław Hyży.

Pod względem indywidualnym ten sezon zdecydowanie należał do Aleksandra Dziewy (średnie na mecz: 14,5 pkt, 8,5 zb). 20-latek w swoim debiutanckim sezonie w 1. Lidze spisywał się znakomicie i nieraz samodzielnie wygrywał Śląskowi spotkania. Dziewa był bezkompromisowy pod koszem – zarówno w ataku, jak i obronie. Grał nie tylko skutecznie, ale i efektownie – potrafił popisać się efektownym wsadem i blokiem, a w międzyczasie trafić zza łuku. Wydaje się też, że w przeciwieństwie do innych zawodników ominęły go wahania formy. Środkowy zanotował aż 12 double-double, ponadto był czwartym najlepszym zbierającym i blokującym ligi.

– Na pewno po tym sezonie czujemy się niespełnieni. Naszym celem był awans do fazy play-off i powalczenie w niej o jak najlepszy wynik. Niestety nie udało się i czujemy niedosyt – nie da się ukryć, że ten sezon miał być po prostu dłuższy. Indywidualnie na pewno czuję, że zrobiłem duży progres. Cieszą mnie nie tylko dobre statystyki, ale przede wszystkim to, że moja gra stała się lepsza i bardziej zróżnicowana – dodaje Dziewa.

Trener Hyży często podkreślał, że siłą jego drużyny jest szeroka i wyrównana kadra. Chętnie korzystał więc z wielu zawodników, a w jego ekipie każdy odegrał swoją rolę. Gdy jeden z zawodników miał słabszy okres, inny potrafił grać lepiej niż zwykle i utrzymać poziom zespołu. Kilku graczy zasłużyło jednak na indywidualne pochwały. Duży kredyt zaufania otrzymał od nowego trenera Jan Grzeliński (12,4 pkt, 4,2 as), który przez większość czasu był odpowiedzialny za kreowanie gry drużyny. Rozgrywający spędził na parkiecie najwięcej minut z całej kadry i odpłacił się trenerowi dobrą grą, szczególnie w drugiej części sezonu. Jakub Musiał (9,5 pkt, 1,8 as) i Marcin Pławucki (8,5 pkt, 2,3 as) lepsze mecze przeplatali słabszymi, ale minione rozgrywki mogą zaliczyć do udanych. Ciężko było wyobrazić też sobie Śląsk bez kapitana Adriana Mroczek-Truskowskiego (7,9 pkt, 1,7 as) i wspomagającego Dziewę pod koszem Karola Michałka (5,4 pkt, 4,9 zb). Do czasu kontuzji świetny sezon rozgrywali wspomnieni wcześniej Krakowczyk (10,2 pkt, 6,2 zb) i Bluma (8,3 pkt, 6,8 zb).

Choć obecny sezon kończymy z niedosytem, przed drużyną Śląska niewątpliwie ciekawa przyszłość. O drzemiącym w Trójkolorowych potencjale świadczą chociażby zacięte boje z najlepszymi drużynami ligi. Młodzi zawodnicy zrobili widoczny gołym okiem postęp, a zdobyte przez nich doświadczenie zaprocentuje w kolejnych latach. Obecnie ciężko przewidzieć, w jakim składzie Wojskowi rozpoczną kolejny sezon. Możemy jednak zapewnić, że będziemy się w nim bić o wyższe cele! Hej Śląsk!