Siarka Tarnobrzeg – WKS Śląsk Wrocław

Siarka Tarnobrzeg 73 - 71 WKS Śląsk Wrocław
03 Lut 2018 - 18:00MOSiR, Tarnobrzeg, Al. Niepodległości 2

Po starciu z Siarką Tarnobrzeg Wojskowym mogły towarzyszyć tylko dwa uczucia – olbrzymi niedosyt i rozczarowanie. Niestety po raz kolejny w sezonie powtórzył się scenariusz, wedle którego wrocławianie grają dobry, wyrównany mecz, ale w końcówce szczęście sprzyja gospodarzom. Śląsk mógł wygrać jeszcze spotkanie w ostatniej akcji, ale po rzucie Jakuba Musiała zza łuku piłka wypadła z kosza i to gospodarze świętowali zwycięstwo 73:71.

Drużyna Radosława Hyżego sobotnie starcie rozpoczęła w identycznym składzie, jak środowy wygrany mecz z Notecią Inowrocław (Jakub Musiał, Jan Grzeliński, Mikołaj Ratajczak, Marcin Bluma, Karol Michałek). Obie ekipy od pierwszych minut miały poważny problem z konstrukcją akcji w ataku, co skutkowało niemal samymi stratami. Przełamanie w trafianiu do kosza nastąpiło po około 2-3 minutach gry, zarówno gospodarze jak i goście wciąż tracili jednak sporo piłek. Co ciekawe, w pierwszej kwarcie zawodnicy Arkadiusz Papki aż czterokrotnie zdobywali punkty będąc faulowanym i przede wszystkim to pozwoliło im uzbierać 18 oczek. Śląsk trafiał regularnie z różnych stref boiska, ale po 10 minutach tracił do rywali 4 punkty.

Kolejna ćwiartka również była wyrównana. Siarka odskakiwała od Wojskowych na co najwyżej 5 oczek, goście grali w ataku wszechstronnie i ponownie dobrze reagowali na wydarzenia na parkiecie. Obronę wrocławian nękali Piotr Niedźwiedzki i Paweł Nowicki, ale podopieczni Hyżego odpowiadali trójkami Aleksandra Dziewy i Mikołaja Ratajczaka. Swoje dołożyli też Karol Michałek czy Jan Grzeliński, dzięki czemu druga kwarta zakończyła się wynikiem 27:23, w całym meczu mieliśmy zaś remis 41:41.

Po powrocie z szatni zawodnicy obu drużyn kontynuowali tworzenie zaciętego widowiska. Mecz toczył się według schematu kosz za kosz, akcja za akcję. Fenomenalne zawody rozgrywał  Aleksander Dziewa – środkowy zdobył aż 13 z 16 punktów Śląska w trzeciej kwarcie. Gościom za to coraz więcej problemów pod koszem zaczął sprawiać Szymon Długosz. Przed decydującą częścią gry Siarka prowadziła 58:57.

Czwarta ćwiartka to dalsza wyrównana walka między sąsiadami z tabeli i ogromne emocje. Najciekawsze rzeczy działy się, rzecz jasna, w samej końcówce meczu. Na 47 sekund przed ostatnią syreną Paweł Nowicki trafił lay-up, który dał tarnobrzeżanom prowadzenie 73:71. W następnym posiadaniu Aleksander Dziewa wyrównał stan spotkania, ale sędziowie nie zaliczyli punktów, gdyż ich zdaniem center pociągnął przy tym siatkę od kosza. W kolejnej akcji gospodarze stracili piłkę, a Wojskowym zostało 9 sekund na doprowadzenie do remisu lub wygranie meczu. Po faulu na Janie Grzelińskim zostały już tylko 3 sekundy – zza łuku rzucał Jakub Musiał, niestety niecelnie. Trójkolorowi przegrali starcie, które bez dwóch zdań było w ich zasięgu – kilka minut wcześniej przy stanie 71:71 nie trafili bowiem 7 kolejnych rzutów.

– To spotkanie nie należało do najładniejszych ze względu na dużą ilość fauli. Bardzo chcieliśmy zrewanżować się za przegraną na własnym parkiecie. Rozgrywaliśmy ostatnio dobre mecze i mieliśmy nadzieję tutaj wygrać, niestety się nie udało. Siarka przed tym meczem była z nami na równi w tabeli, przez co to spotkanie było bardzo ważne dla obu ekip. Teraz musimy wygrać kolejne starcie, by dalej być w walce o play-offy, które są naszym celem od początku sezonu. Na razie gramy w kratkę, ale mam nadzieję, że niedługo to się zmieni – wypowiadał się po meczu zawiedziony Jan Grzeliński.

Mimo przegranej, Wojskowi zaprezentowali dobrą grę, co po części oddają statystyki. Goście wygrali zbiórkę 37-30, rozdali 16 asyst (11 po stronie Siarki) i trafili dwa razy więcej trójek (8) niż Siarka. Spotkanie było zdecydowanie festiwalem strat, przyjezdni stracili bowiem piłkę aż 17 razy, a gospodarze – 19 razy. Śląsk faulował 22 razy, co pozwoliło tarnobrzeżanom zdobyć 19 oczek z linii. Bezsprzecznie liderem gości był grający z kapitalną skutecznością Aleksander Dziewa, zdobywca 21 oczek i 5 zbiórek (3/3 za 3, 7/9 z gry). Dwucyfrową zdobycz w drużynie wrocławian zaliczył jeszcze jedynie Karol Michałek (10 punktów, 4 zbiórki, 2 asysty, 2 przechwyty). Marcin Bluma z 9 punktami i 11 zbiórkami na koncie był bliski double-double. Jakub Musiał miał 5 punktów, 4 zbiórki i 4 asysty, ale trafił tylko 2 z 16 prób. W przypadku Jana Grzelińskiego tylko 4 z 14 rzutów znalazły drogę do kosza, linijka rozgrywającego to 9 punktów, 4 zbiórki 5 asyst i 5 strat. W ekipie gospodarzy 5 graczy zdobyło 10 i więcej oczek. Byli to: Paweł Nowicki (15 punktów, 7 zbiórek), Piotr Niedźwiedzki (13 punktów, 7 zbiórek, 3 asysty, 2 bloki), Szymon Długosz (12 punktów, 5 zbiórek), Filip Czyżnielewski (11 punktów) i Dawid Rypiński (10 punktów). Duże znaczenie dla utrzymania remisu w końcówce miały spudłowane rzuty Jakuba Staniosa. Rozgrywający przestrzelił wówczas dwa rzuty zza łuku z otwartej pozycji, a ogółem trafił tylko 2 z 14 rzutów z gry.

Brak zwycięstwa w takim spotkaniu nie jest łatwy do zaakceptowania, ponownie cieszyć może jednak gra Wojskowych. Wygląda ona coraz lepiej, a wraz z jej postępem powinny przyjść i kolejne zwycięstwa. Kolejne spotkanie wrocławianie rozegrają na własnym parkiecie za półtora tygodnia. Do stolicy Dolnego Śląska zawita ekipa Pogoni Prudnik, a więc drużyna, przeciw której Radosław Hyży wygrał w swoim debiucie jako szkoleniowiec Trójkolorowych w tym sezonie. Walentynkowe spotkanie jest kolejnym z kategorii „must-win”. Hej Śląsk!